Zastanawiałem się, jak zacząć ten tekst. Tekst, który chodzi, a raczej przechadza mi się po głowie od dłuższego czasu… I chyba dalej nie wiem… Jednak…
Let’s go!
Żyjemy w czasach, w których niektórzy uważają, że wszystko można kupić. To całkiem możliwe, ale z drugiej strony, żeby coś kupić, druga strona musi chcieć coś sprzedać. Jest popyt, jest podaż. To po prostu prawo rynku i ten rynek odkąd istnieje ludzkość, sprzedaje również miłość. Ktoś chce swoją “miłość” sprzedać i ktoś jest gotów za nią zapłacić, to z pozoru proste. Tylko z pozoru.
Nie należę do świętych, spędziłem w nocnych klubach trochę dawnego życia. Całkiem sporą część nocy, a to tylko dlatego, że moje znajome, współlokatorki czy nawet przyjaciółki lata temu wybrały sobie taką drogę. I takie miejsca to skarbnica różnorakich historii, których uwielbiałem słuchać. Kalejdoskop osobowości, mieszanina marzeń, ogrom pragnień, strzępki uczuć… To wszystko wiruje tam w powietrzu. Wiruje do tego stopnia, że czasem można to dostrzec i dotknąć.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że gdyby nie cała otoczka i nagromadzenie czerwonego światła, to mogłyby być bardzo przyjemne miejsca. Z drugiej strony podziwiam kobiety, które tam pracowały, które tam pracują, które może będą pracować. Z tamtych lat wciąż znam kilka z nich, z kilkoma spotykam się na kawę do dzisiaj, kilka ze mną nie rozmawia, a o kilku słuch zaginął. Parę z nich ma teraz zupełnie normalne życie, parę z nich uśmiecha się do mnie z ekranu telewizora, parę z nich jest teraz wziętymi influencerkami. Dotarły tam, gdzie chciały, o to mi chodzi. Nigdy żadnej z nich nie oceniałem, każda z nich miała swoją historię. Lubię je po dziś dzień. To, co było, zostało tam, gdzie było, czyli w przeszłości.
Abstrahując od tego, że taniec, że drinki, że iluzoryczne poczucie uwagi i pożądania, to wydaje mi się, że nie można spotkać tam nic więcej… Taniec jak taniec. Totalny brak emocji, czasem, gdzieś błyśnie Ci zarys nagich piersi i tyle. Zadowalasz się tym lub idziesz dalej, a im idziesz dalej, tym większe prawdopodobieństwo, że skończysz z darmowym drinkiem, po którym będziesz w stanie oddać wszystkie pieniądze albo kończysz nago w pokoju na niewygodnym łóżku.
Nawiasem mówiąc, miałem znajomego, który wyrzucając kolejne tysiące twierdził, że wyzwoli Vanessę z sideł tego okropnego klubu, bo ta podobno go kocha… Dużo czasu zajęło mi przekonanie go, że Vanessa kochała również gościa przed nim, a za taką kasę, to nawet ja jestem w stanie powiedzieć mu, że go kocham i uciec z nim w siną dal. Im częściej o tym myślę, tym bardziej zastanawiam się nad motywacją przyjścia z własnej woli do tego typu miejsc… Miejsc moim zdaniem wypranych z emocji, pozbawionych czegokolwiek, co warte uwagi…
To tak tytułem wstępu, bo puenta będzie zawierała się w kilku zdaniach.
Chodzi o emocje. W życiu, w miłości, w seksie… To one określają czy coś ma sens, czy całkowicie jest go brak. Płacenie komuś za dwie minuty tańca ma taki sens jak chodzenie na grzyby późnym popołudniem. Płacenie komuś za seks ma w sobie tyle emocji, co odrabianie zadań z matematyki.
Życie i wszystko z nim związane powinno opierać się na emocjach. W większym lub mniejszym stopniu. One powinny w nas coś otwierać, zapalać, powodować powstanie uczuć. To, co podane na tacy, to, o co nie trzeba walczyć, nie ma najmniejszego znaczenia, nie stanowi dla nas wartości, nie potrafimy tego docenić, a co za tym idzie, nie będziemy umieć o to zadbać czy zawalczyć.
Uważam, że życie powinno opierać się na doznaniach, na tych emocjach, które prowadzą do zrodzenia się w nas uczuć. I to nie powinno proste i łatwe. To powinno wymagać czasu i zaangażowania. Czasem powinno nawet boleć, palić w sercu, rysować duszę, bo tylko wtedy, będziemy w stanie dostrzec istotę tego, o co tak bardzo zabiegaliśmy.
Są proste drogi w życiu, które prowadzą donikąd.
Są drogi wyboiste, pełne zakrętów, które nas budują i prowadzą do celu.
A wybór jak zawsze jest po naszej stronie.