Pisałem o tym kilka razy i napiszę ponownie. Chociaż to nie będziemy motyw przewodni tego wpisu. A może będzie? Chyba jednak trochę będzie.
Stoję sobie z boku i przeglądam czasami różnego rodzaju publiczne “pranie związkowych brudów”… Na początku sielanka, sesje, love, zapewnienia o wiecznej miłości aż po grób, wyznania, całuski, a po chwili “bang”. Rozstanie.
Chciałbym tylko nadmienić, że ów czas od tzw. “love forever” do “hate forever” to mniej więcej jakieś pół roku. No może góra rok.
Niestety ludzie w dzisiejszych czasach inaczej postrzegają czas, a może żyją w innej czasoprzestrzeni. Tego nie wiem, nie znam się i nie mam zdania. Wiem tylko tyle, że ludzie potrafią w krótkim czasie przejść od miłości, ogromnej miłości do nienawiści.
W chuj szybko. Nie zdążysz nawet wypowiedzieć słowa MIŁOŚĆ, a ich związku już nie ma. Jak oni to robią? Nie wiem.
I potem następuje to, co zawsze powtarzam. Wielkie sprzątanie w mediach społecznościowych. Wszystkie piękne sesje, śnieżnobiałe uśmiechy, zdjęcia z wakacji, wspólne obiadki, wspólne zdjęcia przy choince, na choince, pod choinką, na rękach, za rękę, pod rękę to musisz zniknąć. Bo ich już nie ma…
Oj algorytmy tego nie lubią. Nie lubią kiedy powstają dziury w wirtualnym świecie.
Jednak do czego zmierzam, bo zmierzam.
Rozstawałem się w życiu kilkanaście razy, kilkanaście razy coś z kimś kończyłem, coś się wypalało, coś jednak okazywało się nie być tym czymś… Z kilkoma kobieta z mojej przeszłości mam kontakt, z kilkoma mam świetny kontakt, kilka mnie nienawidzi, kilka ignoruje, takie jest życie.
Z perspektywy tego właśnie życia mam radę dla wszystkich tak wielce zakochanych po tygodniu znajomości…
Nigdy nie mów źle o osobie, z którą kiedyś przyszło Ci być. Kurwa, tu nawet nie chodzi o to, czy coś wypada, czy nie. Tutaj nie chodzi o to, czy ktoś zasłużył, czy nie. Tutaj nawet nie chodzi o szacunek. Chodzi o to, że osoba, którą teraz starasz się zmieszać z błotem… była Twoim wyborem. Rozumiesz. Tu czarno na białym jedziesz po człowieku, którego wcześniej sam/a wybrałeś/aś. Widzisz paradoks? Czy tylko ja go widzę?
Dla mnie ludzie, którzy publicznie, ale nie tylko, próbują oczernić swoich byłych, oczerniają równocześnie siebie. I pomijaj tutaj kwestię tego, że rozstawać powinno się z klasą, rozstawać się trzeba umieć.
Chcę tylko zwrócić uwagę na ten jeden, dla mnie, istotny szczegół… Na to, że ludzie zupełnie nie myślą nad tym, co robią. Nie myślą, że ich wybory, a potem również ich słowa świadczą o nich samych.
I to potwierdza, a raczej utwierdza mnie w tym, że żyjemy coraz mniej świadomie, że nie bierzemy odpowiedzialności za to, co robimy, że skupiamy się na tym, żeby komuś dopierdolić, kiedy jest nam źle, nie patrząc na to, że uderzamy w samych siebie.