Ludzie uwielbiają gierki…
Wiesz, karty, uno, monopoly i tak dalej i tak dalej. A najbardziej uwielbiają gierki w związkach…
Jest taka gra „karteczki”… Kto oglądał „Furię” może kojarzy scenę z baru. Główni bohaterowie, zanim się powybijali, grali właśnie w taką grę. Sam też lubię w nią grać ze znajomymi. Wydaje mi się, że właśnie „karteczki” są najbardziej powszechną, związkową gierką na świecie… Ludzie się poznają, patrzysz na kogoś i widzisz, że ma karteczkę z napisem „czuły i kochający” albo „bezinteresowna i dobra”, a w rzeczywistości okazuje się, że to albo nieczuły kutas, albo oziębła suka… Nie wybaczajcie słownictwa, będzie tego więcej. (wrażliwcy językowi mogą przestać czytać) Czy nie byłoby prościej, gdybyśmy od razu byli ze sobą szczerzy?
Teoretycznie.
Scena pierwsza. Randka. Fajna knajpa i przychodzi, powiedzmy, Andrzej (to postać wymyślona). I Andrzej mówi: Cześć, jestem skurwysynem. I mamy jasność. I druga osoba wie już na starcie, czego może się spodziewać. I jeśli, powiedzmy, Asi (postać fikcyjna) to odpowiada, to mówi: Marzyłam od dziecka o skurwysynie, to najprawdopodobniej będą szczęśliwi.
Scena druga.
Dyskoteka. Do baru podchodzi, hmm, Dżesika (postać, daj Boże, fikcyjna) i tam stoi, niech będzie, Olek. Coś tam gadają i Dżesi mówi: Kręci mnie kasa, nie umiem nic robić, tylko laskę i ogólnie szukam księcia z bajki. I jak Olkowi to pasuje, to cudnie. Idą w to dalej.
Rozumiecie analogię. Szczerość powinna leżeć u podstaw ludzkości, a zamietliśmy ją pod dywan. Schowaliśmy ją za „karteczkami”. A zamiast niej, uprawiamy emocjonalno-uczuciowy hazard. Na randki przychodzą wersje DEMO, nie poznajemy się, tylko idziemy od razu do łóżka i potem jakoś głupio się wycofać… I jakoś to życie leci… Do czasu aż ktoś nagle pokaże swoje prawdziwe oblicze. I wtedy druga strona robi wielkie oczy…, bo wcześniej nic nie było mówione.
Komplikujemy na potęgę… A może przecież być tak prosto, tak przyjemnie, gdybyśmy grali, tyle że w otwarte karty od samego początku…
Nie?
Comments are closed.