Jednak to nie będzie tekst o gryzieniu… O rozgryzaniu też nie, chociaż wielu połamało sobie na tym zęby.
To będzie tekst o dochodzeniu… Dochodzeniu do prawdy poprzez doświadczanie rzeczywistości, nawet kiedy wokół wszystkim się wydaje, że jest chujowo.
Do tego potrzebny jest wstęp. Wstęp jest ważny, bo buduje historię, a to będzie historia. Historie, najlepsze historie nam się zdarzają. Możesz wiele zaplanować, ale zawsze pierdolnie Cię coś znienacka. Tak, że powiesz sobie „o kurwa, to jest to!”.
I nic już nie jest takie samo. Są dni, kiedy wychodzisz z domu i wracasz po prostu inny. Innym zupełnie, a nawet czasem taki nie swój. To taka historia.
Pisałem już kiedyś o tym w mediach społecznościowych, ale ostatnio wróciłem do tej historii i mnie olśniło. Jebło wręcz, bo wnioski czasem nas jebią, ale tak pozytywnie. Dają orgazm z lewitacją. Wypierdalają pod niebiosa.
Wracałem lekko pijany z Warszawy. Parę lat temu. Był wczesny wieczór lub późne popołudnie. Nigdy tego nie rozróżniam. Nie interesuje mnie ten podział. Wysiadłem na dworcu, wyciągnąłem papierosa i szukałem ognia. W końcu poszedłem go kupić. Na rogu stała grupa ludzi, taki wiesz, że większość z nas, by nigdy nie podeszła. Oddzielali mnie od sklepu. Podjąłem to wyzwanie. Trochę z przymusu, a trochę dlatego, że zawsze pcham się tam, gdzie jest najciemniej. Ich wiek? Między 30, a 60. Ich zawód? Granie i stanie w miejscach różnych. Ich historie? Miód na moje uszy.
Zanim doszedłem do sklepu, dostałem nie tylko ognia, ale i zapałki. Moi PROMETEUSZE. Potem kolejnego i kolejne. Potem wódkę i tak staliśmy trochę niemrawo, a trochę z chęci rozmowy, a trochę dlatego, że po pijaku gada się z każdym. Żyli na ulicy, potem wracali do mieszkania, czy też mieszkań i znowu wracali. Stali bywalcy rogów ulic i skwerów miast. Spytałem wtedy kobietę, około pięćdziesiątki, czym jest dla niej szczęście. A ona spojrzała na jednego gościa, urody mocno dyskusyjnej i powiedziała…
Tutaj na chwilę zmienię temat. Znacie ten parafrazowany przez wszystkie blogi tekst:
„Najważniejsze to wstać rano i mieć się z kim napić herbaty”… Ten tekst był już tak przerabiany, że nawet autor nie wie, który jest jego…
A ona powiedziała, że szczęście to móc wstać rano, spojrzeń na tego swojego chłopa, zrobić sobie kawę i porozmawiać…
I ja niedawno zrozumiałem, że ona rozgryzła życie! Rozjebała. Kobieta stojąca dwadzieścia godzin pod dworcem rozgryzła życie.
POROZMAWIAĆ! To zmienia wszystko.
Bo jak wstajecie razem, od razu bierzecie telefony i bez słowa jecie śniadanie, nawet kurwa z tą herbatą, to jest źle.
Jak się budzicie, może jest i herbata, kawa, cokolwiek, ale potem mijacie się, zadając sobie zdawkowe 'zawieziesz dzieci”, „wychodzisz”, „idziemy do mojej mamy”… To macie problem.
Jednak kiedy budzisz się, patrzysz na drugiego człowieka i możesz z nim chwilę poleżeć rano, bo jest ważny i pogadać o życiu, to nawet kurwa kawy czy herbaty nie potrzebujecie. Karmicie się rozmową, pijecie siebie nawzajem. To jest istota szczęścia, kwintesencja poranka. Chcieć, po prostu chcieć… Poświęcić parę minut drugiej osobie, bo ona sprawia, że dzień ma sens, że poranek, staje się lepszy…
I ja się dzisiaj pod tym podpisuję! Wszystkimi kończynami!