To będzie tekst o nie-poświęceniu. Z pełną świadomością tego, że nie
wszystkim się to musi podobać. Według słownika “poświęcenie” to czyn
pełen odwagi świadczący o oddaniu czegoś, w imię dobra drugiego
człowieka. To również gotowość do ponoszenia ofiar.
W moim przypadku to historia o poświęceniu siebie, w imię dobra innych i składaniu ofiary z własnego ja. I nie ma w tym krztyny żalu. Jest wdzięczność,
która przyszła z czasem. To coś jak baśń, w której król jest nagi,
Kopciuszek zgubiła nie pantofelek, a wierność i zasady, Księżniczkę na
ziarnku grochu uwierało wszystko, tylko nie własna nieporadność,
Pocahontas odpłynęła na statku z nieznajomym, Śnieżka przysnęła i
przegapiła moment na szczęście, jest też wiele innych
pseudoksiężniczek, które pomyliły bale, są trolle, dwa smoki, jeden
myśliwy i cała masa krasnoludków. Nie wierzę w poświęcenie, jeśli
chodzi o miłość.
Zanim to zrozumiałem, musiałem 7 razy się przeprowadzić, w większości z miłość, zostawiając za każdym razem za sobą wszystko, co było ważne. Tak, w imię dobra drugiego człowieka.
Tylko dobro, z początku wspólne, zaczęło być zbyt zachłannie
wchłaniane przez jedną ze stron. Gubiłem i potykałem się o własne,
wyssane truchło, o wiele razy za dużo. Oczywiście, święty nie byłem,
ale nie potrafiłem stawiać granic własnych emocji, które były okrutnie
gwałcone. I nie żałuję ani minuty, bo zdarzały się momenty szczęście w
tym wszystkim. I jestem wdzięczny za każdą dobrą i złą chwilę.
Wyciągnąłem wnioski ze swoich błędów i krzywd zadawanych przeze mnie
też. Poznałem kilku ciekawych terapeutów. Zamknąłem swoje demony w
klatce, chociaż każdego dnia słyszę, jak drapią pazurami o kraty. Nocą
słychać je wyraźnej. Niektórzy mówią o nich strzygi, siadają na klatce
i nie pozwalają się obudzić. Znam je na pamięć. 10 lat zajęło mi
zrozumienie siebie i tego, że związek to równowaga i wzajemność. Bez
cienia pierdolenia o poświęceniu. W miłości nie składa się ofiar, w
miłości nikt nie wymaga poświęcania się dla niego. Często my wmawiamy
sobie, że tak trzeba, a potem z dumą wspominamy, jak to wiele
poświęciliśmy. Gówno prawda. Jak spotykasz kogoś, kto Cię rozumie i
szanuje, to o poświęceniu nie ma mowy. Za to jest piękny język
wzajemności i harmonii, na które wszystko się buduje we dwoje. Wierzę
w to dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
4 comments
Cóż… Widać dobry z ciebie chirurg, że 7 razy cerowaleś… Życie. Obecnie jestem po drugiej serii. Boli, ale inaczej. Zgadzam się z większością w twojej wypowiedzi. Choć z miłością uważam, że aż tak mocno wpływu na nią nie mamy. Nie ma tu logiki. Jest jak narkotyk, zero przewidywalności. Jeśli trafisz na kogoś dobrego, jesteś zwycięscą, natomiast jeśli na kogoś zupełnie innego niż Ty, masz przejebane. A to i tak wszystko wina chemii “w twojej głowie”…
Każdy ma swoje wyobrażenie na temat miłości i to jest piękne.
Też w to wierzę, chociaż jestem teraz sama. Hmm a może właśnie dlatego wierzę w taką wzajemność
Wiara to podstawa!