Może właśnie o to w tym chodzi. O poranki. Kiedy człowiek się budzi splątany nocnymi resztami snów, kiedy zmysły powoli otwierają się na nowy dzień, kiedy zaczynasz odczuwać, kiedy wracasz z sennych krain, z dalekich podróży.
Zupełnie tak, jakby słońce ściągało Cię do ciała, gdy dusza jeszcze chętnie wirowałaby wśród innych światów. Może chodzi o to, by każdy dzień był wdzięcznością, nauką wdzięczności za sekundy, minuty, godziny, które zostały nam dane, z którymi i dzięki którym możemy zmienić wszystko. Bez względu na to, co i jak się dzieje w życiu. Każda sekunda to szansa, nie ma straconych szans. Jest tylko zmarnowany czas.
I może chodzi o to, by móc obudzić się przy kimś, kto jest ważniejszy od budzika, od porannego spojrzenia na telefon. Obok kogoś, kto pachnie właśnie snami, nocą, kanonadą nocnych pragnień i marzeń. I można to wszystko wziąć w objęcia i wejść z tym kimś w kolejny dzień, który jest tym dniem, bo każdy dzień bycia we dwoje to jest właśnie TEN DZIEŃ. Nie liczy się data, godzina, liczy się współistnienie dzielenia się snami. Wzajemna możliwość powiedzenia sobie „dzień dobry” zanim resztki snów opadną na podłogę w oczekiwaniu na kolejną noc.
Tak. Może właśnie o to chodzi.
Zdecydowanie lubię poranki.
Może chodzi o poranki…

Comments are closed.